wtorek, 17 sierpnia 2010

jedyna w mieście.

Późne lato...grupa rozwydrzonych dzieciaków marze kredą szkolne boisko. Krzyczą, śmieją się. Grają w piłkę, skaczą w gumę. Prześcigają się w rozmowach, cudownych pomysłach, aby za chwilę móc znudzić się tym samym. Dziewczynki gromadzą się w kole. Tym razem o wiele ciekawsze zajęcie...zbierają listki-noski z nieopodal rosnącej lipy. Dla babci na herbatkę...bo zdrowa ponoć jest. Przeźroczysta reklamówka...i która więcej...odwieczna rywalizacja płci pięknej :)

Co w tym czasie robią chłopcy?

Z prędkością światła rozstawiają kartony. Tuż przy ulicy, tuż obok krat boiska. Morele, jabłka, śliwki. Do wyboru, do koloru. Ceny prawdziwe, sklep nie mniej. Nieliczni przechodnie zatrzymują się zaciekawieni. Z niedowierzaniem kupują dojrzałe owoce.



Do dziś nie wiem jakiego pochodzenia były owe morele, jabłka, czy śliwki. Pamiętam jedynie radość z pierwszej udanej transakcji. I nie chodziło tu o pieniądze...a o bycie tym dojrzałym, wartym zaufania. Niemalże sprzedawcą roku :)

Najcudowniejsza ulica w mieście. Zaułek wspomnień dziecięcych marzeń.Cudowne czasy licealnych sukcesów i porażek. Wspaniałe dzieło architektury pomorza (no prawie :P ). Niewątpliwie bliska memu sercu. Jedyna taka. Pamiętająca ósmego października, trzynastego kwietnia, siódmego grudnia...Z wciąż istniejącą tabliczką z nazwiskiem na W...




I choć nie jest to Bracka, ta piosenka tutaj niezwykle mi pasuje. Klimat i emocje te same.

Grzegorz Turnau - BRACKA

m.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz