poniedziałek, 15 sierpnia 2011

hopelessness.

Jest bardzo źle.
Obrazka nie będzie.

m.

środa, 3 sierpnia 2011

working.

Dziś dla odmiany na pracująco. Pogoda się piękniejsza zrobiła, więc i pracy przybyło. A jakże! Szkoda tylko, ze z organizacją wciąż nie jest dobrze. Wszystko, co projektuję, można zrobić dużo, dużo szybciej. A ja wiedząc, ze mogę coś zrobić w 3 dni, robię to 3 dni. Mimo, ze gdybym chciała zrobiłabym to samo w kilka godzin. Mogąc sobie na to pozwolić, tak tez właśnie czynię. Na tapecie jest klub sportowy. I o ile sufity i ściany były bardziej życzliwe, o tyle podłóg już mi się zwyczajnie nie chce projektować...

W wieczór, w który nastąpiła przemiana, niczym królewicza z żaby, czerwone niebo przyświecało mieszkańcom mego osiedla. Znajdując się w domu, dbając o troszkę, mogę przeciągając swoją pracę w nieskończoność, siedzieć na balkonie i wpatrywać się bezczynnie w niebo...
Ciekawe, czy odpowie mi na moje pytania...
Chociaż na kilka...

m.

czwartek, 28 lipca 2011

NOworking.

Pogodę mamy iście wiosenną tego lata. I kto jak kto, ale ja powinnam być uradowana tym faktem. Łatwiej się skupić, nie kusi na zewnątrz, pozwala pracować. I gdyby tylko jeszcze chęci były.
Miałam ambitny plan po wczorajszym nic nie robieniu - pracować cały dzień. Tymczasem, już na starcie się poddałam. Rano nie mogłam wstać z łóżka. Okropny ból pleców pokrzyżował moje plany. Ale nie chce być ofiarą, są ketonale i te sprawy. Wczorajsze założenie znudzenia się nic nie robieniem ( no może, poza filmem Kieślowskiego) nie sprawdziło się. Dziś wcale nie stęskniłam się za projektowaniem i za archicadem. Nie nabrałam większej ochoty na pracę. Może powinnam powrócić na ochotę. Eh...głupi humor się mnie łapie. Tworzy doskonały duet z leniem śmierdzielem. Szkoda, ze niechlubny...


A chyba najbardziej chciałabym mieć już wszystko skończone, za sobą. Posiedzieć na pustej plaży, posłuchać śpiewu mew. I może padać deszcz, może słońce nie świecić. Choć to bez sensu, że tak się mówi, bo ono zawsze świeci. Tak samo jak z jasnymi barwami w życiu. Nie zawsze je dostrzegamy. A powinniśmy. Bo mamy je tylko jedno. Jesteś teraz i tu. Nigdy już nie będziemy, nigdzie indziej. Ani za sto, ani za tysiąc lat...To sztuka czerpać z życia garściami, robiąc to z szacunkiem dla innych, a w zgodzie ze sobą. Chyba należy zacząć od tego, by być dobrym człowiekiem, który wierzy w siłę własnych marzeń...



...może wtedy się uda.
m.

środa, 27 lipca 2011

exhibition

Skasowałam przed chwilką cały tekst, który w bólach i trudach, po dłuższym czasie nie pisania, udało mi się stworzyć. Dlatego w ramach wewnętrznego buntu pokrzepionego zewnętrzną złością, nie napiszę już nic.
Wspomnę tylko, że będąc w nieskończoność ciągnącego się braku określonego miejsca zamieszkania, bywam raz tu, raz tam...

A ostatnio byłam tam...



A w mieście tym odbyła się niezwykle interesująca wystawa autorstwa pana 'od kanapek ze szczypiorkiem i nie tylko'. Było miło i uroczo. I może jeśli minie mi mój tryskający entuzjazmem nastrój, napiszę więcej.



Dla spragnionych wiecej:
http://www.tomaszlazar.pl/

m.

niedziela, 15 maja 2011

I wish I were...

Jest miasto nielubiane, brudne, zaszczurzone.
Z wyścigiem po daremne szczęście.

Pełne mrówek rozedrganych.
Nie śpiące, czuwające nawet nocą...


Jednak lubię to miejsce.
Bo choć zupełnie inne, to niebo takie samo...
Choć ścigać się nie potrafię.


m.

sobota, 14 maja 2011

2617 days ago...

choć to już dzień po, to i tak ważne.
koniec jednego, jest początkiem czegoś nowego.
brakującego.


brakuje mi snucia się po metrze.
wspólnych śniadań i kolacji.
kawy, której nie pijam.
i kanapki ze szczypiorkiem.

chwili prawdy, czystej wanny, bębniącej pralki...
płynnego białego rozweselacza...

strzelania fochów, smęcenia, decydujących momentów z boku obserwowanych...
a czasem też i własnych.


m.

nowy post o dupie m.

Bo generalnie jestem fajna, ale chyba nie dziś.
I wczoraj też nie.

I w ogóle ostatnio...


Co będzie jutro... nie wiem.
I nie napiszę,oszołomiona oszołowym obrazkiem, że należy iść zawsze w stronę słońca.
Nie.

m.

piątek, 11 marca 2011

who's that lipstick on the glass?


ponoć czerwona szminka diabła wyzwala...?
może niekoniecznie odrazu jego...ale głupawkę przed lustrem napewno.

aha...i tak jak już pisałam...
nie każdy musi TO rozumieć.



nie każdy ;)
m.

środa, 9 marca 2011

droga do domu.

Walczą we mnie lwy
Walczy zgraja psów.
Moje myśli dziś jak po linie chód.


Widzę słońca dwa, jak rozpoznać mam
Gdzie prawdziwy a gdzie odbity blask?



  
m.

wszyscy mają kwiatka.

mam i ja.
okazja: dzień kobiet.


dziękuję:* i za miły wieczór także...



ps. a tak bez okazji...to podobają mi się także różowe tulipany ;*



m.