wtorek, 31 sierpnia 2010

robótki ręczne.

W wyniku połączenia niekorzystnych warunków atmosferycznych, zapalenia zatok oraz chwili wolnego czasu, sprowokowałam swe paluszki po połamania wszystkich możliwych paznokci. :) Do pokucia się i twórczego masochizmu. Do połączenia kilku kolorowych kamyczków, drucika. Do zniszczenia breloczka i nienoszonego wisiorka.

Lubię, gdy mi coś dynda i telepie :) ..dlatego łączac jedne kolorowe z innymi nie mniej barwnymi kamyczkami powstała bransoletka

.

Nieziemsko podoba mi się idea, jaką proponuje firma Pandora. Nie wiedząc jaka to moda i dlaczego ludzie to kupują, jestem od kilku tal posiadaczką kilku zawieszek. Prezent i pamiątka z gdańskich targów biżuterii.
Inspirując się wrażeniem różnorodności barw i kształtów, stworzyłam kolejne cudeńko, zdobiące moje chude rączki :)




a tak przy okazji tych zdjęć, aż wstyd się przyznać, ale posznałam nowa opcję mojego aparatu....robienie zdjęć makro...;) tak wstyyyyd. :)



Acha...bo tak na codzień. ja prócz robienia masy dziwnych i nielogicznych rzeczy, lubię sobie coś poprojektować. Czasem jest to dom, a czasem biżu.

m.

czasem w rytm nietypowych jak na mnie dzwięków :)

Yolanda Be Cool - We No Speak Americano

czwartek, 19 sierpnia 2010

I love you, Mary Jane...

Dziś od rana panowie z kosiarkami szaleją pod mym oknem. Rozrzucają zielone żdzbła...hipnotyzując mnie cudnym zapachem. Jak po dragach, stoję w oknie. Nieruchomo, w piżamie, na boso...

...i jaram się...

...zapachem.


....zapachem świeżo skoszonej trawy. Uwielbiam. Od dzieciństwa. Od czasów ulicy M. Od czasów betonowych pudełek zwanych dalej blokami. I choć nienawidzę wszelkiego rodzaju robactwa ( tak księżniczka, a coo...) mam ochotę zasnąć w tej zieleni. I oddcychać. Wdech - wydech. Z przewagą wdechów.

Powinien ktoś stworzyć perfumy o zapachu świeżo skoszonej trawy. Te które są na rynku i udają pseudo - zieloną trawę, nijak oddają jej prawdziwe oblicze. Mój zmysł olfaktoryczny tego nie kupuje. Nie wiem jak natomiast inni wytrzymali by z takim śmierdziuszkiem...ja jednak niewątpliwie i bez-endu bym się wąchała...zresztą robie to codziennie. Wszędzie i wszystkim.


m.

wtorek, 17 sierpnia 2010

jedyna w mieście.

Późne lato...grupa rozwydrzonych dzieciaków marze kredą szkolne boisko. Krzyczą, śmieją się. Grają w piłkę, skaczą w gumę. Prześcigają się w rozmowach, cudownych pomysłach, aby za chwilę móc znudzić się tym samym. Dziewczynki gromadzą się w kole. Tym razem o wiele ciekawsze zajęcie...zbierają listki-noski z nieopodal rosnącej lipy. Dla babci na herbatkę...bo zdrowa ponoć jest. Przeźroczysta reklamówka...i która więcej...odwieczna rywalizacja płci pięknej :)

Co w tym czasie robią chłopcy?

Z prędkością światła rozstawiają kartony. Tuż przy ulicy, tuż obok krat boiska. Morele, jabłka, śliwki. Do wyboru, do koloru. Ceny prawdziwe, sklep nie mniej. Nieliczni przechodnie zatrzymują się zaciekawieni. Z niedowierzaniem kupują dojrzałe owoce.



Do dziś nie wiem jakiego pochodzenia były owe morele, jabłka, czy śliwki. Pamiętam jedynie radość z pierwszej udanej transakcji. I nie chodziło tu o pieniądze...a o bycie tym dojrzałym, wartym zaufania. Niemalże sprzedawcą roku :)

Najcudowniejsza ulica w mieście. Zaułek wspomnień dziecięcych marzeń.Cudowne czasy licealnych sukcesów i porażek. Wspaniałe dzieło architektury pomorza (no prawie :P ). Niewątpliwie bliska memu sercu. Jedyna taka. Pamiętająca ósmego października, trzynastego kwietnia, siódmego grudnia...Z wciąż istniejącą tabliczką z nazwiskiem na W...




I choć nie jest to Bracka, ta piosenka tutaj niezwykle mi pasuje. Klimat i emocje te same.

Grzegorz Turnau - BRACKA

m.

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

z miłości do piękności...


...i butów.

Bo tak może chyba tylko kobieta. Zatracić się w miłości do obuwia. Pięknego obuwia. Pięknego dla mnie.
Zamszowe szpilki na ośmio-centymetrowym obcasie. Wygodne i kobiece. Wykończone skórą, wyprofilowane w sam raz na stopkę o rozmiarze trzydzieści osiem...



Tak. Piękne do skarpetek. Idealne do podkolanówek, cudowne do obcisłych jeansów. Przepiękne do kresek na oczach, stworzone do smoky eyes...

Tak. Jestem próżna. I lubię zatracać się w tej swej próżności. Przeszkadza mi czasem wrażliwość. Bo choć zakupów nigdy nie żałuję, mam świadomość, ile kto inny mógłby za to...
Dlatego, delektuję się chwilą...stanem posiadania. Jak domino, staje się to następstwem zakupów. Akcja - reakcja. Naturalny odruch bezwarunkowy - radość posiadania upragnionego celu. Ten jednak szybko się nie nudzi. A póki co...zatracam się w uwielbieniu.






Tak. Nie każdy musi to rozumieć :)

m.



czwartek, 12 sierpnia 2010

Charlie, Charlie...

Charlie Charlie...
Mam puste konto w banku noce i dni,
Ukradł mi serce jeśli spotkasz się z nim,
Powiedz że nie chcę tych pieniędzy,
Nie ja chcę by był... 





Kim jest Charlie?

Moją paranoją. Marchewką, za którą goni króliczek. Tak trudno się odpowiada na pytania, których sens jest niezrozumiały nawet dla ich autora...

Najprawdopodobniej to nieznaną strefa mej percepcji. Brzmi mądrze, choć nie ma bardziej nic głupiego...a może banalnego? Wszystko jedno, skoro ta odpowiedz najbardziej mnie satysfakcjonuję. Wiele uświadamia. Chyba najbardziej to za czym tęsknię. I choć jeszcze bardzo nieznane, może wkrótce okaże się poznane.

A póki co, chyba jak w kołowrotku się kręcę. Taka mała karuzela myśli i zdarzeń. Trochę jak w filmie, którego sensu nie znasz nawet Ty. Zresztą już nie od dziś.

Kiedy koniec. Nie wiem. Ten stan trwa...
...i póki co, dobrze mi z tym.

I aby słowo, ciałem się stało...voila!
http://www.youtube.com/watch?v=L9Z1PN6lF8M

m.