poniedziałek, 23 września 2013

bo mi się nie chce...

Dwa lata mi zajęło, by tu powrócić. Dokładnie 782 dni. W tym czasie działo się dużo. Kilka spraw się zakończyło, inne rozpoczęły, co jest oczywiste i normalne. Przyznać muszę, tak z ręką na sercu, że nigdy nie myślałam jednak o zamknięciu tego miejsca. Architeczka to ja. Absolwentka składania teczek i kartonów. Dalej lubię bawić się kredkami, dalej mam te same zwyczaje, dalej wszystko robię na sto procent albo wcale. Dlatego było tu jedno wielkie nic.

Ale i z tym koniec. W życiu każdej kobiety przychodzi taki moment, kiedy trzeba się zmobilizować. Ruszyć dupę i zacząć działać, kreślić, rysować projektować. Na uczelnie rzecz jasna. Tak, tak, jestem podstępnym wykorzystywaczem. Nowy wpis po latach to pretekst do przerwania słodkiego lenistwa. Mam taka jedną wadę, nazywa się ona słomiany zapał. W moich myślach mogę wszystko, Tatry nad Bałtyk przenieść. Gorzej z działaniem. Jak już pracuje to na full. na trzysta procent, ale zanim się to tego zabiorę, muszę stoczyć wewnętrzną walkę sama z sobą.


Raz, dwa, trzy, bieżemy ołówek do rączki i działamy. Plan to podstawa, najlepiej taki spisany punkt po punkcie. Z dniem tygodnia, datą - to mój system. I potem skreslam: done, done, done...Jednak póki co, jeszcze nic done. Więc teraz jade pośpiewać, wracam i nie ma odwrotu. Walke czas zacząć. Uda się! Zobaczysz, m.


m.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz