czwartek, 2 września 2010

i gotta feeling...

Owładnięta katarem, smarkaniem i nabrzmiałymi zatokami, czuję się fatalnie. Totalnie niezoorganizowana, przepuszczająca czas przez palce. Bo jak można leżeć...i leżeć...i wciąż leżeć. Jest to jedyna czynność, która wychodzi mi świetnie, której wiem, że potrzebuję, ale i nienawidzę.


Ale co zrobić, gdy w głowie ma się ...o nie, nie...nie pstro:), a masę cieknącego płynu zatokowego. Bulgoczącego, przeszkadzającego, utrudniającego normalne funkcjonowanie.

Przeklęta maź. Rozmnażając się przez pączkowanie wypełnia każdą wolną przestrzeń mojego mózgu. Skleja myśli, rozmazując słowa...



Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie robiąc tego, co powinnam, czynie rzeczy jeszcze gorsze. Na szczęście mam aparat foto :)

m.

A dziś nawet dzięki TEJ piosence, nie udało się mnie przywrócić do życia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz